...nie było mnie tu...
...nawet z życzeniami dla Was nie zdążyłam zajrzeć.... ech....
...grudzień przeleciał mi bowiem galopem i pracą, pracą, pracą... jeszcze w noc przed Wigilią powstawało wyproszone na ostatnią chwilkę "życzenie świąteczne", które po prostu musiało znaleźć się pod czyjąś choinką... zdążyłam... ufff.... potem z wielką pomocą Domowników uporałam się z całą kuchenną krzątaniną... a po wigilijnej kolacji.... hmmmm... uroczyście padłam - cichutkim snem pod choinką :)
...teraz po grudniowym szyciu mam do uporządkowania i pokazania sporą garść zdjęć... ale to pooooootem....
jednak w ramach wyczarowywania "oceanu spokoju", na odmianę po przedświątecznym pospiesznym maratonie, pokażę Wam najpierw poduszkę uszytą wczoraj... ocean, delifiny i co najważniejsze - żółw... czyli prezent, z którym Młodszy powędrował do kolegi na urodziny.... Kacper jest wielbicielem żółwi...
żółw to ciemnoniebieski batik oraz kawałek oryginalnej afrykańskiej koszulowej sukni (również batikowej)
obie tkaniny zawdzięczam Asi
...życzę Wam (i sobie) oceanu spokoju i żółwiego, niemal dostojnego, tempa...
niechaj nie ściga Was czas... niech podaruje Wam choć odrobinę błogich, leniwych, spokojnych chwil...
poświątecznie pozdrawiam...
Wasza nieco zdyszana minionym galopem :)