sobota, 28 sierpnia 2010

Pan Kot Urodzinowy...

...Pan Kot Urodzinowy jest - różowy! ale nie nachalnie :)  Pan Kot zamieszkał na torbie i stara się być elegancki, a nawet nieco dostojny... choć ciekawska natura Pana Kota sprawiła, że wygląda zza krawędzi i nieco stroszy wąsy rozglądając się po świecie.... po cichu Pan Kot ma nadzieję na wiele przygód....

...Pana Kota wymyśliłam dla Gabrysi, koleżanki mojego Syna, która świętowała dziś dziesiąte urodziny... to wesoła i urocza Dziewczynka... kiedyś - mimo swej nieśmiałości - odważyła się i zapytała czy może do mnie mówić "ciociu"... oczywiście, że tak! :))
Maciek poprosił, bym uszyła dla Gabrysi torebkę szczególną... "taką, jakiej jeszcze nie było"... razem wybraliśmy kolory... a potem wymyśliłam Pana Kota i narysowałam na kartce... "projekt" bardzo się spodobał Maćkowi, więc usiadłam do maszyny :))

oto Pan Kot we własnej osobie:

torebka z klapą
na regulowanym pasku
do noszenia na ramieniu lub na ukos

 "głębokość" dna uzyskałam dzięki zaszyciu kontrafałdy
w szwie bocznym

wewnątrz podszewka w kwiatki... różowe :)
kieszonka na drobiazgi i pilnowatko do kluczy
zapięcie na magnes
ostatnie zdjęcie zrobione w wielkim pośpiechu :))

słodki uśmiech Gabrysi - bezcenny... Pan Kot jest w dobrych rękach :)))

czwartek, 26 sierpnia 2010

niebieski notes...

obiecałam...
obiecałam... dane obietnice spełniam... choć czasem trwa to nieco, gdy chwile wymykają się z dłoni, albo gdy trzeba się w sobie zebrać.... 


obiecałam... więc... zbieram się dziś w sobie, w ciszy wieczoru, po długim dniu... by uchylić nieco okładkę niebieskiego notesu... by pofrunęły ku Wam zapisane tam słowa....
mówię "notes", choć tak naprawdę notesiki niebieskie są już trzy... (z czego ten pierwszy - w totalnej rozsypce w wyniku nieustannego towarzyszenia mi wszędzie - został przepisany do notesu drugiego, a potem ułożony w czeluściach szuflady na czas zasłużonego odpoczynku)... mówię "notes", bo dla mnie to linia ciągła... choć nie nieustanna... ołówkiem czynione zapiski, zamyślenia, trochę wierszy, fotografie, rysunki, listki, zasuszone kwiatki... taki sejsmograf mojego bycia....  kronika najcichszych z cichych chwil...

a wiersze w nim są dla mnie jak kamienie... te, które podnoszę z drogi w podróży, zatrzymując się na ułamek sekundy, w pół kroku.... kamyczki milowe... znaki... ślady....   oto jeden z nich....

***
zapisek o dźwięku

tak cudownie
od słowa
do słowa
rośnie cisza
myśl ubierając
w przytulne
niebrzmienie

spokojnej, cichej nocy.....

środa, 25 sierpnia 2010

nie same koty szyje człowiek :)

...bo na przykład ten człowiek czasami zagląda do pudełka ze skarbami po Babci.... i koronki głaszcze czule... i nie raz jak człowieka najdzie jakieś COŚ... to pomiędzy kotem a kotem :) oraz innymi Szyciowymi Sprawami Ważnymi, myk-myk uszyje coś zupełnie, zupełnie innego... nieplanowanego i nie na temat... o! na przykład takie malutkie kosmetyczki... lniane... w kolorze czerwonego wina...  z satynowymi wstążeczkami i babcinymi koronkami... całe jakby babcine takie trochę :).... z porywu serca, ot.......


 

człowiek - ostatnio zapracowany bardzo - idzie teraz odgruzować pracownię (znaczy kuchnię)... i dokończy może dzisiaj inne zaczęte sprawy....

piątek, 20 sierpnia 2010

koci dopisek...


Bardzo, bardzo, bardzo Wam dziękuję za odwiedziny i miłe słowa....  jest mi słonecznie z tego powodu! przeogromnie....
koty będą jeszcze nie raz - obiecuję... mimo tych 8 metrów szwów i zawiłości "procesu technologicznego" bardzo lubię je szyć... a najbardziej lubię tę chwilkę, gdy po ostatnim ściegu i ostatnim dotknięciu,  zjawia się przede mną kot inny niż wszystkie dotąd uszyte... kot z charakterkiem... bo choćby były z jednakowych i precyzyjnie wyliczonych kawałków szmatek, każdy ma za zadanie być tym jedynym w swoim rodzaju... wyjątkowym... jak to koty :)))


wracam do maszyny, przy której piętrzą się już szmatki rude i zielone :)
spokojnego wieczoru Wam życzę....

czwartek, 19 sierpnia 2010

matematyka w szyciu :)


szyję koty... znów :)) będą różne: słonecznie żółte, czekoladowo-kasztanowe, niebieskie jak niebo, a nawet czerwone... w kwiatki, w paski, w kratkę... szyję  równocześnie sporą porcję kociaków - bo tak łatwiej...  upraszczam sobie pracę  krojąc od razu potrzebną ilość pasków (lub zaglądam do "kociego koszyka", do którego tnąc tkaniny do innych prac wrzucam przy okazji ucięte paski na kociaki)... zszywam, stębnuję, przecinam.. znów zszywam, stębnuję, przecinam... aż powstanie patchworkowy panel - pasiasta tkanina, na której mogę narysować części kota... potem zmiana stopki i ściegiem atłasowym naszywam podklejone wcześniej i wycięte serduszka czyli pyszczki i nosy... tak planuję kolejność, by jak najrzadziej zmieniać nitkę - czyli szyję seriami kolorów...  następnie prace ręczne - haftowanie wąsów i uśmiechów, przyszywanie guziczków... znów zmiana stopki, bo wreszcie mogę obszyć tułów i głowę... hmmm... teraz ponownie prace ręczne - wycinanie, nacinanie zapasów szwów w newralgicznych miejscach... wywracanie na prawą stronę, co nie jest najłatwiejszym zajęciem... aż następuje wyyy-pyyyy-chaaa-nieee ;)... a potem już prawie myk-myk - trzeba "tylko" zaszyć otwory (te służące do wywracania) i umocować łebek na reszcie kota... uffff.......

i wiecie co? policzyłam szyjąc tę serię... policzyłam i wyszło, że po to, aby uszyć jednego kota muszę przeszyć po prostej około 8metrów! i to nie licząc przyszywanych zygzakiem pyszczków..... byłam zaskoczona!!!  sprawdziłam raz jeszcze - nie chce być inaczej - suma wszystkich szwów łączących paski oraz stębnówek wzmacniających owe łączenia plus długość szwu wokół  tułowia i głowy to razem 8 metrów....

oto przed Państwem 16 metrów szwów w kocim duecie :))


matematyka jest w szyciu ważną sprawą ;-)  by wszystko pasowało, by nie zabrakło tkaniny w połowie realizacji projektu, by efekt końcowy miał oczekiwane rozmiary... linie proste i krzywe, kąty, przekątne.... i tak dalej...
ale tym razem.... hmm... po prostu matematyka uruchomiła mi wyobraźnię..... stado kotów... po 8 metrów szycia w każdym..... koci maraton :-)

środa, 18 sierpnia 2010

serca w kratkę i w kwiatki...

...pomogło :)
pomogło owo serduszkowanie jeansu "po coś"....  jakby nieco lepiej mi :)  lepiej... i do tego mam teraz wzamian kolekcję piórników.... nooo... gdy się ktoś uprze mogą robić za kosmetyczki ewentualnie :)

 proszę bardzo,
że tak powiem: taaa-daaaam!

wtorek, 17 sierpnia 2010

na przekór...

na przekór deszczom.... na przekór smętkom... na przekór samopoczuciu jakiemuś takiemu nijakiemu... na przekór niemocy twórczej.... serduszkuję jeans.... a po co? a na co?... aaaa.... jeszcze nie powiem! :))
pokazuję, by się zmobilizować do dalszego serduszkowania i do przemiany tych łat w COŚ :))

....idę knuć tajemnie dalej :)
spokojnego wieczorowania Wam życzę...

niedziela, 15 sierpnia 2010

szybko, szybko.... coś dla dzieci :))

naprawdę szybko-szybko szyłam tym razem....  wybieraliśmy się do Przyjaciół... by poznać wreszcie malutką Gosię, młodszą siostrę Zuzi... i przy okazji u ich Sąsiadów, a naszych Znajomych, malutką Hanię - młodszą siostrę Eryka..... czwórka dzieci do obdarowania... wymyśliłam podarki, ale czas na realizację miałam dopiero w ostatniej chwili... wszystko powstało w jeden wieczór...dłuuuugi wieczór :)


podusia dla Zuzi
(pomysł wypatrzyłam kiedyś na blogu Kobieta i Szycie)


Króliś dla malutkiej Gosi

wóz strażacki dla Eryka

Misio dla małej Hani

zabawki-przytulanki zostały przez większe dzieci przytulone od razu :))) maluszki muszą jeszcze urosnąć nieco, więc miś i króliczek będą cierpliwie czekać :)

czwartek, 12 sierpnia 2010

granatowe na zielonym...

...podczas "rozciągania czasu" powstała jeszcze jedna torba-kameleonka... ponieważ dotarła już na miejsce - mogę pokazać...
kameleonka zielona... znoooowu ;)))  ale jakże inna!
pewna sympatyczna Kasia poprosiła bowiem o szarfę granatową... i tak oto, niemal już tradycyjnie zielone torbiszcze, ukazało swe całkiem nowe oblicze... no tak.... przecież to natura kameleona, prawda? ;-)
...podczas szycia kosmetyczki do kompletu zaszalałam :) i nadałam jej kształt adekwatny do torby... chyba się udało...


wewnątrz pasiasta podszewka
czyli drugie życie pewnej koszuli :))

kameleonka z przychówkiem :)

pełen zestaw...

........... a teraz oddalam się do maszyny :)
oooo właśnie! padło kilkakrotnie pytanie na temat mojej maszyny, to może tu odpowiem: 
to zwykła, domowa maszyna do szycia marki Huskystar... powiedzmy z "średniej" półki... dokupiłam do niej jedynie kilka stopek i  radzi sobie dzielnie :) choć mogłaby pracować ciszej (zwłaszcza w nocy, hihihi)...  na kamelonce ecru z lawendą przez mój zbytni pośpiech w pracy z nieco grubą tkaniną złamałyśmy rekordowo cztery igły... do tego emocje przed lawendowym spotkaniem i trema przed prezentacją... ale dałyśmy radę, choć lekko nie było...
hmmm... pójdę maszynie powiedzieć, że jest dzielna... miłego wieczoru Wam wszystkim ;-)

wtorek, 10 sierpnia 2010

rozciąganie czasu...

...ech... nadal nie zrobiłam i nie przygotowałam zdjęć do drugiej części opowieści o drobiazgach... o ułożeniu słów nawet nie wspominam... bo, ponieważ oraz albowiem mam poważny kłopot z rozciągnięciem doby (choć się staram bardzo... naprawdę!) do rozmiarów wystarczających na wszystko... 
opowieść i zdjęcia będą jeszcze :) obiecuję :D  a ponieważ chciałabym włożyć w nie dużo serca, potrzebuję nieco czasu....

pokażę za to szybciutko nad czym ostatnio pracowałam (rozciągając dobę i rozciągając...)
oto torba, która powstała specjalnie na spotkanie kobiet organizowane przez salon urody "Lawendowe Pola" ...fantastyczny wieczór z lawendą w roli głównej... dzięki Małgosi, która mnie namówiła, zaprosiła oraz namalowała prześliczne lawendy na szarfie - mogła powstać taka kamelonka:


dziękuję Małgosiu za mistrzowskie ozdobienie tej torby....

szarfa w lawendowym odcieniu

hop! i zmiana na oliwkę :)

z bliska...

trochę środka...


...teraz kameleonka ma już Właścicielkę, ogromnie radosną i energetyczną Osobę.... aby pasowała do Jej garderoby, uszyłam z lnu dodatkowe szarfy:


tkanina ecru, prezent otrzymany niegdyś od Alicji "do pocięcia", była wcześniej sukienką :-)
po recyclingu została mi zaledwie reszteczka - więc to jest jedyny egzemplarz torby... uszyję jeszcze małą kosmetyczkę do kompletu.... ale to juuuutro, bo znów mi dzień podsunął tysiąc zadań bojowych, a nie da się rozciągnąć... no nie da i już... uparciuch...


DOPISEK:
bardzo dziękuję Wam za miłe słowa... bardzo-bardzo :))
Spieszę jednak napisać małe sprostowanie i za jednym zamachem odpowiem tu na pytania zadawane mailem:
otóż powyżej, na WSZYSTKICH zdjęciach, jest JEDNA torba... zmieniają się tylko szarfy :)

wtorek, 3 sierpnia 2010

opowieści o drobiazgach część pierwsza...

...hmm...
w planach była długa wielowątkowa opowieść o drobiazgach "różnej maści", o okruszkach szczęścia... szczególnie o tych z ostatniego czasu... ale dziś (pod wpływem drobnego wydarzenia - o którym  za chwilkę) zdecydowałam , że podzielę ją na części i opowiem Wam po troszeczku... wtedy każdy z wątków będę mogła ubrać w słowa z uważną czułością...

cieszą mnie drobiazgi... te otrzymywane... ale bardziej te dawane.... od zawsze... chyba tak po prostu mam :)  przywiązuję wagę do drobnych gestów życzliwości, pamięci...  takich szczególików naszego życia... uważam, że niewiele trzeba, by okazać komuś serce, wsparcie, najzwyklejszą ludzką serdeczność... naprawdę niewiele trzeba, by podarować komuś radość... dać sygnał "jestem z Tobą" czy "możesz na mnie liczyć"... albo po prostu "lubię Cię"...  
czasem wystarczy kilka słów... uśmiech... czasem drobny podarunek (nie mylić z prezentem... trzeba poczuć tę różnicę...)...  a czasem najlepiej, jeśli podarunek będzie niespodzianką... ooo! niespodzianki uwielbiam...  mają moc wydobywania ze mnie ogromnych pokładów radości... gdy daję... i gdy dostaję.... mmm...

a dziś pod wpływem pewnej niespodzianki opowiem Wam o Oli... która w ciągu ostatnich dni obdarowała mnie radosnymi drobiazgami już kilkakrotnie...
poznałyśmy się w wirtualnym świecie... zostawiłam komentarz na jednym z blogów, a że dotyczył tematu bardzo bliskiego Oli - napisała do mnie... Ola prowadzi bloga judaistycznego Bobe Majse... POLECAM...  ogromna wiedza, pasja, lekkie pióro i pozytywna energia oraz przepiękne fotografie męża Oli - tak mogę w skrócie o Bobe Majse opowiedzieć... kto chce poczuć - niech klika do Bobe Majse czym prędzej :-)
w realnym świecie dzieli mnie i Olę odległość niemal 500 km.... ale bardzo szybko nadarzyła się okazja, by zobaczyć się i poznać... mmmm.... powiem tak: możecie mi zazdrościć!... spędziłam czas w towarzystwie Osoby Niezwykłej... i nie poprzestałyśmy na tym.... (oj... Ona tu zaraz przyjdzie i mnie palnie w łeb, bo nie szepnęłam Jej nawet półsłówkiem, że się bohaterką tego posta stanie.... Oleńko - to z przyjaźni, wiesz prawda?)

kilka dni temu wygrałam na Bobe Majse mały, choć dość trudny jak się okazało, konkurs... odgadłam zagadkę i zostałam "wylosowana" do nagrody...

pan listonosz zostawił mi w skrzynce takie oto drobiazgi od Oli:
cudowności....
na odwrocie kartki z oliwkami i granatami garść ciepłych słów.... zakładki do książek i mini-folderek bloga...
Ola trochę się martwiła, że to TYLKO drobiazgi.... więc tu z tego miejsca wołam raz jeszcze: to są AŻ Drobiazgi!  i sprawiły mi wielką radość....

a opowiadam Wam o Oli dzisiaj dlatego, że wśród komentarzy pod poprzednim postem z domkiem dla niebieskiego krasnoludka znalazłam przed chwilką niespodziewanie taką oto rymowankę:

To nie chatka, ani budka,
tylko domek krasnoludka.
Domku tego błękitności
przyciągają licznych gości.
Krasnal zżyma się i mruczy,
wszak pilnować musi kluczy.
"Nie mam czasu, drodzy goście,
lepiej się do susła wproście"
.

fantastyczna, prawda?
uśmiechnęłam się od ucha do ucha... za oknem deszcz, choć już-już miało zamiar wyjść słońce...  w moich skroniach czai się ucisk bólu głowy... a ja i tak wkładam tę chwilę do szufladki z okruszkami szczęścia... z powodu drobiazgu właśnie....  Oleńko - dziękuję Ci bardzo za ten wierszyk!...

i za każdy, niegdyś zostawiony też.... niewtajemniczonym wyjaśniam - Ola ma dar do rymowanek... i raz po raz zostawia to tu, to tam pogodny wierszowany ślad Swej Obecności...

na przykład o moich patchworkowych kotach klamkowych napisała tak:
Koty, koty kolorowe:
jagodowe, oliwkowe
i niebiesko-migdałowe.
Wszystkie nadto są klamkowe.
Każda klamka: stara, nowa
w duszy swojej sekret chowa.
Wprost rozpiera ją ochota,
żeby ukołysać kota.

***
hmmm.... i jak widać na "załączonym obrazku" drobiazgi to jedno, a długie moje o  nich opowiadanie to już całkiem inna sprawa :-) .... na dodatek wkrótce ciąg dalszy... będzie o kolejnych podarunkach, Osobach, uśmiechach i radościach...
a teraz idę posłuchać deszczu...

niedziela, 1 sierpnia 2010

drobiazg...

...mnóstwo mam dla Was nowych opowieści, bo się wiele w ostatnich dniach tu działo.... w szyciu i w życiu... ale o cierpliwość proszę... bo muszę: po pierwsze odetchnąć chwilkę, po drugie uporządkować słowa, po trzecie przygotować zdjęcia, by Wam się przyjemniej czytało ;-)

jeszcze chwilkę więc... najpierw nadrobię zaległości w snach, a potem tu wrócę.. i opowiem... i pokażę...

dziś tylko mała zapowiedź tematu, w który zanurzymy się następnym razem... będzie bowiem o drobiazgach... i o okruszkach radości, dzięki którym zasoby szczęścia rosną....  i co ważne - opowieść będzie o drobiazgach uczynionych przez Innych dla mnie.... mmmm.... 
a tymczasem teraz pokazuję drobiazg zrobiony przeze mnie:

domek dla Niebieskiego Krasnoludka,
który to skrzat obiecał przypilnować kluczy mojej Siostry

niebieskich snów Wam życzę i sama takowych poszukać idę :-)
Wasza bardzo niewyspana