...w języku polskim zdanie napisane w ten sposób brzmi nieco śmiesznie, prawda? ;)
u nas można "hodować gołębie" albo "ugotować gołąbki", ale uszyć?! :-) ha... a ja uszyłam :))
zanim jednak opowiem o szyciu - małe wyjaśnienie dla Gości spoza Polski... po polsku "gołębie" - to jeden z gatunków ptaków... słowo "gołąbki" - to zdrobnienie od "gołębie" albo (i to częściej) nazwa tradycyjnej potrawy... danie to, podawane na gorąco, jest kombinacją mięsa, ryżu i przypraw zawiniętą w liście kapusty... w niektórych regionach kraju gołąbki przyrządzane są z sosem pomidorowym, w innych ze śmietaną albo w sosie własnym...
gołębi nie hoduję...
gołąbki, według moich Chłopców, najlepsze na świecie robi Babcia...
więc co mi pozostało? szycie! :-)
to była wyjątkowa prośba o oryginalny prezent na rocznicę ślubu... (Pani Grażynko - pozdrawiam przy tej okazji najserdeczniej!).... na poduszkach dla Szczęśliwej Pary miały znaleźć się imiona, gołąbki, data ślubu, może jakieś serduszka.... o barwach Pani Grażyna napisała tak: "...marzą mi się poduszki w kolorach ziemi albo -jak ja wolę to nazywać- kawa ze śmietanką i dwoma łyżeczkami cukru...."
oooo, już wiedziałam!... określenie "kawa ze śmietanką i dwoma łyżeczkami cukru" zadziałało jak wyzwalacz weny :)) było jasne co mam uszyć... a "jak"? - o to byłam spokojna... i pewna, że przy takich wskazówkach pomysł urodzi się sam... po prostu przyjdzie do mnie w chwili właściwej... poczuję go w dłoniach dotykających tkanin i już...
i tak było..... uszyłam zatem gołąbki :)
początek procesu twórczego czyli jak cierpliwie rysowałam wzór :)
po kilku kwadransach ćwiczenia cierpliwości...
i w pełnej krasie :)
tyły poduszek to niespodzianka dla Obdarowanych:
wyhaftowana maszynowo data ślubu
i wypikowane mandale, z motywem serc...
...poduszki uszyłam w kwietniu, i już dawno są na swoim miejscu, daleko stąd... wiem, że bardzo ucieszyły Anję i Erica... podobały się... a Pani Grażyna z radością mi o tym opowiedziała, wywołując mój uśmiech i satysfakcję....
i mógłby to już być koniec tego posta... ale jest jeszcze coś... ot, taka opowiastka:
poduszki z gołąbkami to kompozycja, której elementy
pochodzą z wielu miejsc: czekoladowa bawełna - Warszawa, jasne ecru to zakup w Ikea Poznań, szmatki w karmelkowe wzory pochodzą z
Czech i podróżowały z przesiadką w Świętochłowicach dzięki łańcuszkowi Dobrych Ludzi, a szablony
sercowych mandali przywiozłam równiutko dwa lata wcześniej z kwietniowej
patchworkowej wystawy w Pradze i użyłam ich dopiero teraz po raz
pierwszy... po prostu czekały na swój moment :-)) miały być serduszka pikowane ot tak, ale regularność mandali wydała mi się o wiele bardziej elegancka... poza tym mandale same w sobie mają takie pozytywne znaczenie - są trochę jak zaklęcia, jak dobre życzenia...
zapięcia - perłowe guziki to skarby po mojej Babci, więc mogą być z każdego miejsca :)...
jedynie ocieplina i podszewki to "zwykłe" zakupy zielonogórskie... a wszystko razem już jako poduchy pokonało drogę najpierw do Warszawy, a
potem dalej do nowego miejsca
przeznaczenia... by stać się podarunkiem dla niemiecko-belgijskiej Pary.....
nie wiem jak Was, ale mnie zadziwiają i zachwycają takie wędrowne historie zwykłych przedmiotów....
tę będę pamiętać długo :))