stressss... ano tak... tyle jedynie mogę wysyczeć :)
bo dopadł mnie... trzyma, spać nie daje, odbiera siły i chęci.... dusi i dławi... boli po prostu... czasem do bycia w rzeczywistości postawionej na głowie zmusza nas życie, wiadomo... a pan stres czeka na okazję i się panoszy... znajdzie chwilę dogodną i cap!... znalazł mnie, oj znalazł.... i na dodatek bezsilnością wobec absurdów - dobija... stres zwany "pracowym"... ech...
ale... aby nie dać mu satysfakcji - nie będę o nim opowiadać tutaj... nie warto...
no może jedynie to, że moim sposobem na niego jest uporczywe zajmowanie dłoni.... więc... po godzinach "etatowych" mam wieczorami mały pracowniany galimatjas :) ... robię mnóstwo na raz... po pierwsze, by "się zająć do imentu"... po drugie - lista zaległości nagli... po trzecie - muszę zwichrowanej ręce zmieniać formy aktywności... najgorsze dla niej (jak mi boleśnie przypomina), poza klepaniem w klawiaturę, są małe przedmioty do trzymania... czyli prace wykończeniowe, szycie ręczne.... precyzja., ech... no i ciężkie grubsze szycie też oczywiście... więc się przerzucam z jednego na drugie i.....
i galimatjas :)))
proszę uprzejmie:
bałagany ino-ino czyli "coś będzie niedługo"
patchworkowe koty w częściach i planach
torebka kanaryjska prawie-prawie
przerywniczek paląco szybko szyty
deser, czyli coś dla się ino-ino za chwilkę :))
sobie i Wam - spokojnych snów....