Żyrafki nie było w planach... ba! nawet w zamysłach jej nie było... ani też na karteczkach na "tablicy pilności" w pracowni... ale... niekiedy moja codzienność dla odmiany wymyśla niespodzianki... a ja czasami je nawet lubię :D
jak było z Żyrafką?
najpierw pojawiła się niespodziewana i na dodatek pilna prośba Pani Marioli (jak się okazało później - wiernej Czytelniczki bloga)... potem kilka maili z ustaleniami... a na koniec bardzo ekspresowe szycie i odbiór podusi niemal wprost spod maszyny :)
Pani Mariolu, przy okazji - zapraszam kiedyś już na spokojnie do pracowni na herbatę.....
miałam wolną rękę w kwestii kolorów... tym razem postawiłam na intensywne barwy - seledynowy (jak młoda trawa), ostry pomarańczowy i żółty w ciepłym słonecznym odcieniu.... trochę musicie uwierzyć mi na słowo - bo zdjęcia niestety robiłam przy świetle jarzeniowym, na dodatek w biegu...
mimo ekspresowego tempa pracowało mi się bardzo dobrze... a uśmiech Pani Marioli przy odbiorze poduszki - wprost bezcenny :)
miło jest czasem dostać od losu taką niespodziankę...
a czy Wy lubicie "nagłe zwroty akcji" albo niespodzianki, które trzeba jakoś wcisnąć w cały łańcuszek planów? :)