poniedziałek, 30 listopada 2009

serca na dłoni...

...
nie sądziłam... naprawdę nie sądziłam, że opowieść o Mi poruszy aż tyle Serc... i zaowocuje aż tak...

...chciałam podzielić się tutaj tą historią od dawna... by podawana z rąk do rąk szła w świat... by nie zginęła... i by pokazać Wam - tu Zaglądającym, że w każdym przedmiocie, który bierzemy w rękę, może się kryć jakaś zaskakująca opowieść... czyjaś praca, czyjaś pasja, czyjeś marzenia... wzruszenia, śmiech... czyli Ludzie po prostu...
chciałam opowiedzieć o Mi także dlatego, że prosiły mnie o to Osoby, które słyszały tę historię na żywo, mówioną moim głosem.... wciąż się nie składało, wciąż brakowało tej odpowiedniej chwili skupienia... aż niespodziewanie od Tajemniczego Ktosia otrzymałam zegar sygnowany Mi.... resztę już znacie :)

opowieść popłynęła więc potokiem słów między Was... i.... i ruszyła lawinę! :))
piszą do mnie Ludzie... opowiadają o wzruszeniu, swoich emocjach, o uśmiechach, radościach... wspominają z łezką w oku... różności... miłe bardzo słowa...
ale nie tylko...
napisała do mnie Anek o udanych poszukiwaniach Mi, poprosiła o mój adres "naziemny"... hmm... już się cieszę... i wciąż nie mogę uwierzyć...

a dziś, parę chwil temu dotarła do mnie paczka od kolejnej Osoby... w pudełku filiżanki, spodeczki, cukiernica, mlecznik... mmm... śliczności... [gdy tylko zrobię zdjęcia wstawię je tu natychmiast]...
Magdo z ulicy Topolowej :))  odezwij się do mnie koniecznie! czy ja Cię znam? z pewnością Ty znasz mnie :) chcę Ci podziękować!!! podnieś rękę w górę i szepnij "to ja", żebym wiedziała do Kogo posłać tysiąc uśmiechów.... bardzo, bardzo mnie zaskoczyła dzisiejsza przesyłka od Ciebie... i niezmiernie ucieszyła...

pozwólcie, że Wszystkim Wam (na razie wirtualnie) prześlę serduszka w podziękowaniu:




wzruszona dziś do głębi, a więc z oczyma w mokrym miejscu Wasza

niedziela, 29 listopada 2009

Anioł Niebieski...

...przedstawiam Anioła Niebieskiego...
jest prezentem dla moich Przyjaciół, którzy spodziewają się Maluszka... niechaj dobre myśli będą zawsze przy Nich...

inspiracja i wykrój - Tilda :)





 




piątek, 27 listopada 2009

Czas na Mi....

jestem... po dłuższej przerwie jestem znów :)  mam na pieńku z czasem, który wymyka mi się z rąk, przez palce ucieka niekiedy, oddech spokojny odbiera... i sen... oj, ze snu to on mnie najbardziej okrada... ten Czas, którego brak :) ...

a co przez ten Czas, którego nie było? i gdy mnie tu nie było? hmmm... działo się...
więc do pokazania mam trochę i do opowiadania też...
mam w zanadrzu opowieść o uszytym w natchnieniu Niebieskim Aniele, co ma Maleństwa Przyjaciół strzec,
o sukieneczce dla Zuzi, w której szyciu spełniło się marzenie czynienia radości Bliskim Ludziom,
o niezwykłych rymowankach pewnej Cudownej Oli,
o Spotkaniu przy herbacie z Ludźmi, do Których zaprowadził mnie aniołek o filcowych skrzydełkach,
o torebce w sztruksowych brązach, którą wreszcie dla siebie uczyniłam,
o jednoskrzydłym Duecie,
o nieśmiałym otwarciu fabryki Świętego Mikołaja, w której pęcznieją serduszka.... na początek :)
i o serduszkowym wyróżnieniu....

...lista rośnie... zapewne najrozsądniej byłoby zająć się opowieściami po kolei, ale... dziś mam mocne "ale", bo Los wybrał sam historię na ten wieczór....
dziś będzie o Mi... najwyższy czas na Mi... już tyle osób prosiło mnie o pokazanie Mi tutaj....

To opowieść sentymentalna, która od jakiegoś czasu ma niezwykłą moc... zjednuje mi Ludzi... i działa jak kręgi na wodzie... podawana z rąk do rąk spowodowała, że już nie raz i nie dwa zostałam obdarowana - uśmiechami, ciepłymi słowami, no i... Mi właśnie...
ale od początku :)
Niedaleko od miasta, w którym mieszkam, w miejscowości Mirostowice - w fabryce ceramiki - dawno temu pracował mój Dziadek, ojciec Mamy. Wraz ze współpracownikami był autorem idei, by Mirostowickie Zakłady Ceramiczne prócz produkcji tzw. ceramiki budowlanej zaczęły wytwarzać naczynia o charakterystycznej linii i barwie... Wielu Ludzi zapaliło się do tego pomysłu i Mirostowice stworzyły naprawdę niezwykłą kolekcję naczyń. Moja Mama - Mirka, wymyśliła i narysowała monogram, który stał się znakiem firmowym tej ceramiki. Był właściwie identyczny z Jej podpisem. Owo Mi jest na każdym z tych naczyń...

tu na emblemacie-pieczęci
naklejanej na dyplomy pamiątkowe z okazji jubileuszu fabryki


 Fabryki już nie ma... Mama i Dziadek odeszli... a ja od jakiegoś czasu wypatruję na targach staroci takich filiżanek, dzbanków, wazoników, talerzy i miseczek........ odwracam je do góry dnem i gładzę opuszkiem palca malowane lub tłoczone Mi... zdarza się, że targując się o cukiernicę czy mlecznik "nie do pary" opowiadam sprzedawcy tę historię... i wtedy historia zaczyna mieć dalszy ciąg... bo na przykład rozmawiam z Rosjanką, która ten wazonik przywiozła ze swego kraju, gdzieś go tam na pchlim targu kupiła... mówi więc do mnie szeptem "on wrócił do Ciebie, do domu" i prawie nie chce pieniędzy, które wciskam w Jej spracowaną dłoń... albo okazuje się, że ten pan kupił ów mlecznik miesiąc temu w Berlinie... i że następnym razem znów coś przywiezie, bo pamięta, że były tam takie Mi...
Moi Przyjaciele też wypatrują... albo przypominają sobie, że w piwnicy u cioci to takie skorupy były... i zwożą... i czynią mi tym radość małej dziewczynki, która chwyta naczynia w objęcia i głaszcze, i cmoka, i oczy ma w mokrym miejscu....

Kiedyś napisałam parę zdań o Mi w swoim albumie.... i.... i kręgi na wodzie stały się same... Ada wyszperała Mi dla siebie, przez tę historię nabrały dla Niej innego znaczenia... a Kankanka obdarowała mnie cudownym listem i takim oto "garniturkiem" do kawy:

Anko-Kankanko jeszcze raz Ci bardzo, baaaardzo dziękuję :)

....nazbierało mi się tych Mi "trochę" dzięki wielu Ludziom.... często są to naczynia po przejściach, tu wyszczerbienie, tam brak pokrywki czy błąd fabryczny w szkliwieniu... ale tym bardziej są cenne, bo wiem, że żyły swoim ceramicznym życiem i Ktoś z nich korzystał... od kilku dni (poupychane dotychczas w kuchennej szafce) przeprowadzają się do wygodnej i dużej witrynki, która stanęła na honorowym miejscu... w kuchni zostaną jedynie te, z których na co dzień korzystamy...

Cóż.... przedstawiam fragmencik kolekcji :))

imbryczki...


imbryczki mają zaparzacze :)


a ten ma podgrzewacz :)


mlecznik, ślicznie nakrapiany :)


maleńka filiżanka i... mlecznik


dzbanki i mlecznik z serii OPAL
ale ja je nazywam "arabeski"


duuuże dzbanki
filiżanki do nich też są i mam :)


kolejne dzbanki :)
ten po prawej, pękaty jest z serii NEFRYT,
równie pękata jest cukiernica do pary...



i dlaczego akurat teraz o tym opowiadam? i odrobinkę pokazuję?
ano dlatego, że dziś obdarowano mnie niezwykłym Mi... piszę "obdarowano", ponieważ nie wiem, Kto sprawił mi tę niespodziankę.... otrzymałam paczkę sporych rozmiarów... z Łodzi....od nadawcy, którego nazwisko niestety nic mi nie mówi... żadnej kartki, listu... a wewnątrz pudła, w styropianowym zabezpieczeniu, znajdował się zegar...
ale jaki! nie miałam pojęcia (!), że Mirostowice produkowały TAKIE zegary.... owszem wiszące - to wiem na pewno, pamiętam.... jeden takowy wisiał w mieszkaniu Dziadka... na innym, zapamiętanym szczególnie, dziewczynką małą będąc namalowałam kiedyś cyfrę 4 podczas wycieczki do fabryki, na którą w zimowy wieczór zabrał mnie Dziadek... pamiętam, że ta czwórka była zielona, a farba prawie sama elegancko rozpłynęła się w wyżłobieniu....
ale taki zegar? stojący "kominkowy".... kompletne zaskoczenie! sygnatura jednak nie kłamie... :)





cóż....
jestem ogromnie szczęśliwa...
Ktoś zadał sobie sporo trudu, by sprawić mi niespodziankę... i to imieninową...
 chcę podziękować.... BARDZO!
gdybyście spotkali tego Ktosia, powiedzcie Mu, że czekam tu z podziękowaniami, z uśmiechami, ze łzą wzruszenia... że lubię niespodzianki, a ta jest niezwykła... i że utulam Ktosia ciepło, cieplutko z całego serca...
i że dobre myśli posyłam Ktosiowi....

i miłych snów... dobrych dni życzę... Ktosiowi... i Wszystkim Zaglądającym...
 

piątek, 13 listopada 2009

dla Odważnej...

....komputer domowy zastrajkował  na dobre, więc trochę mnie tutaj nie było...  oto opowieść sprzed kilku dni, która czekała na serwerze :)...

...napisała do mnie D., że potrzebna Jej na "za kilka dni" torebka na prezent dla Siostry, koniecznie w fioletach... czy może mam? no nie mam....  bo jak już wspominałam kiedyś - fioletowy to jakoś tak nie bardzo króluje w mojej szafie, więc i tkanin o tej barwie nie wypatruję i nie komponuję "dobrowolnie" w tych odcieniach....
ale... po chwili namysłu doszłam do wniosku, że w sumie jakby tak zajrzeć do pudła, to znalazłyby się  różne skrawki fioletowych szmatek... wszak tak jakoś od roku kolor ten wraca do mnie niczym bumerang... wystarczy wspomnieć o ogromnych patchworkach z motylkami (sztuk dwa: tu i tu), spontanicznie popełnionej torebce "Śliwka z oliwką" czy nakomórczaku szytym dla zakochanej w fioletach koleżanki... o... i były też patchworkowe koty z resztek po owych fioletowych pracach....
tak więc odpisałam "nie mam, ale mogę mieć"... i poprosiłam od dalsze wskazówki...
...odpowiedź brzmiała intrygująco: "Duża, dla odważnej dziewczyny. Na zimę. W miejsce, gdzie dużo pada"....
ooo, takie wyzwania to ja lubię :)
korespondowałyśmy jeszcze nieco... sporo dowiedziałam się o przyszłej Właścicielce torby... po czym zrobiłam aż 9 rysunków z propozycjami (ale w duchu obstawiałam dwa)... Trafiłam! :)) D. zaproponowała połączyć oba pomysły: kontrafałdy oraz efekt pozytyw-negatyw czyli dwa w jednym....


...uszyłam więc torbę zacnych wymiarów z mocnej szarej bawełny i pięknego sztruksu o głębokim fioletowym odcieniu... nietypowy kształt oraz obszerność dna uzyskałam poprzez kontrafałdy... przód i tył różnią się rozmieszczeniem kolorów - więc za jednym zamachem są niejako dwie torebki: fioletowa i szara :)





 zapięcie na mocny zamek...

 


wewnątrz ergonomia: spora kieszeń na zamek, a na niej mniejsza - otwarta,
po drugiej stronie - dwudzielna kieszeń na dwa telefony
dwie taśmy z karabinkami małym i dużym - do pilnowania kluczy i nie tylko :)




a tu jeszcze w fazie produkcji - uwiecznienie gabarytów :))


...pierwszy raz szyłam tak dużą torbę... kształt jak na mnie też nietypowy - czyli debiut  i w tym względzie... przyznam szczerze, że "trochę" się nawalczyłam, zaliczyłam prucie i złamaną igłę... ale efekt końcowy był tego wart... zwłaszcza, że D. zadzwoniła z uśmiechami z daleka... przegadałyśmy bardzo przyjemnie o wszystkim i o niczym sporo czasu...

...Odważna ma otworzyć prezent dopiero na gwiazdkę... mam nadzieję, że dotrwa... i że się Jej spodoba taka torba-torbiszon :))

piątek, 6 listopada 2009

blogowe serce serc....



"...kiedy tak teraz czytam, że Vivi ma kłopoty ze zdrowiem, że musi cierpieć z bólu…i ja nic nie mogę zrobić, w żaden sposób pomóc…to tak sobie pomyślałam, że chociaż gest jakiś uczynię, cokolwiek, żeby tylko dobra energia się wyzwoliła i poszła w świat i dotarła do Vivictorii… Ażeby w jakiś sposób zwizualizować te dobre fluidy, spontanicznie uszyłam dla Vivi serduszko, właśnie je skończyłam i jeszcze takie „cieplutkie” wstawiam na bloga, niech wirtualnie bije i dodaje sił w walce z choróbskiem. Jeśli pozwolicie, to niech ono będzie takie wspólne, od nas wszystkich, dlatego wyhaftowałam te słowa: „blogowe serce serc”…naszych serc, tylko dla Niej, dla naszej Bag lady! A jak ta cała nasza dobra energia, nasze ciepłe myśli szerokim strumieniem dotrą do chorej Koleżanki, w co wierzę, że dotrą…to na pewno zadziała …musi!!!!"
Taki cytat z blogu Patchworld znalazłam u Kankanki....
Odwiedziłam kilkakrotnie blog Patchworld, więc "trochę się znamy" :)
Do Bag Lady zaglądam regularnie i od dawna podziwiam Jej prace, wewnętrzną siłę, patrzenie na świat... 
...bez mrugnięcia okiem przyłączam się do blogowego serca serc... wierzę, że dobre myśli docierają do Tych, którym je ofiarowujemy i... i dodają sił...
dokładam swoją cząsteczkę.... Vivi - będzie dobrze!



czwartek, 5 listopada 2009

w starym kinie...

...w starym kinie - czarno-białe filmy...
 pamiętacie telewizyjne niedzielne seanse starego kina?

uhm... wakacje u babci... mały telewizorek... zapach drożdżowego placka albo słodycz lukrowanych pączków przyniesionych ze spiżarni... i ta charakterystyczna muzyczka przywołująca nas przed ekran... śmieszny ludzik w cylindrze.... i za chwilkę.... magia...
ot, taka migawka z dzieciństwa...

 przypomniałam sobie o starym kinie, bo dziś chcę Wam pokazać czerń i biel... i nawet nieco babcinej koronki :)
otóż na prośbę Joanny uszyłam kilka tygodni temu dwa zestawy do torebki: kosmetyczka i etui na telefon... 

Joasia wybrała zestaw z kwiatowym wzorem...


głęboka czerń... bawełniana koronka i atłasowe wstążki...
na razie bez właścicielki :)



...........a za oknem noc czarna... listopadowa... brrr...
taki mój nieulubiony czas ten listopad :)
pozdrawiam

poniedziałek, 2 listopada 2009

nadrabiam nadal...

...i wciąż mam zaległości... dziwne? nieeee... to stan normalny! :-)
ale się przynajmniej dzieje... uszyły "mi się": koty klamkowe sztuk kilka, jedna wielka i nietypowa torba, strój ducha dyniowego dla mojego Przedszkolaka... naprawiły się jedne spodnie, kurtka stała się bezrękawnikiem (na życzenie)... zaczęły się szyć dwie aksamitne kopertówki oraz gwiazdeczki na choinkę przy okazji też (może do świąt się uwinę, w każdym razie będę próbować).... ale o tym ze szczegółami, zdjęciami i po kolei opowiem następnym razem :)
teraz nadrabiam zaległości blogowe... miałam nieczynny domowy komputer - to się nazbierało...
a tu tymczasem deszcz... deszcz na mnie spadł przyjemny - wyróżnienia.....


Za wszystkie wyróżnienia ogromnie, ogromnie dziękuję!
wruszyły mnie...
przyniosły uśmiech...
sprawiły, że poczułam się wyjątkowo....


******
 Domma, Cerie oraz Iza obdarowały mnie takim znaczkiem (zwanym ostatnio wyróżnieniem z premią):




Oczko posyłam do:
Humorków-Stworków - uwielbiam podglądać sympatyczne Stworki na niezwykłych fotografiach

Kankanki - u Niej odnajduję to COŚ w opowieściach... u Niej się śmieję, zastanawiam, podziwiam i łapię dystans.... i zachwycam haftami...


******
Od Doroty otrzymałam wyróżnienie z tęczą i znak kreatywnych dziewczyn:



Tęcza dla Green Canoe - bo tam jest światło, zapachy, dziecięcy śmiech, rośliny, powietrze, radość tworzenia, pasja.........
 

Kreatywne dziewczęta przekazuję:
Inno - ponieważ Jej tildowe cudeńka są po prostu niesamowite...

Cerie - podziwiam Kasi anioły i lale przecudnej urody, wyklejanki z niczego i czegoś  (mnie się zawsze klej rozciapywał i wyciekał w czasach szkolnych) oraz z przyjemnością czytam opowieści... mmm....


******
Iwi_ka wyróżniła mnie uśmiechem uroczej dziewczynki:
 
Ten uśmiech przekazuję Niedzielce - Mistrzyni subtelnych detali, szycia w ręku oraz  czarodziejskiego gotowania potraw zwykłych i niezwykłych :)

******
Cerie podarowała mi jeszcze do tej kolekcji wyróżnienie koleżeńskie:




Ptaka na gałązce oddaję w dłonie Aty - podczytuję... zaśmiewam się czasem do łez...

******
.........jeszcze raz dziękuję...
pozdrawiam cieplutko...