czwartek, 10 lipca 2014

powódź...

wczoraj w Zielonej Górze narozrabiała wielka ulewa...
ponoć to było oberwanie chmury :(


kataklizm dotknął także zakątek ino-ino :(

pracownia znajduje się w bloku, w poziomie piwnic pod tarasem... przy wejściu do tej części budynku wybudowano kiedyś długi zjazd dla osób niepełnosprawnych.... wczoraj zmienił się on w koryto rwącego strumienia.... znajdująca się pod drzwiami kratka ściekowa nie była w stanie "odbierać" takiej ilości deszczówki, więc woda wdzierała się do sieni, a potem na korytarz i do kolejnych pomieszczeń... 
już kilkakrotnie zdarzyły się lekkie podtopienia sieni podczas większego deszczu.... ale nigdy aż tak....

wspólnie z sąsiadami (obok są biura kilku firm) stoczyliśmy ponadgodzinny i niestety częściowo przegrany bój :(
na boso... po kostki w wodzie... w strugach deszczu... pracowaliśmy "czym popadnie"...
mam w pracowni kilka wielkich pudeł z plastiku więc opróżniłam je błyskawicznie wysypując zawartość i posłużyły nam za wiadra.... ktoś przybiegł z miotłą, ktoś z mopem i szmatami... panowie sąsiedzi wykazali się kreatywnością i poświęceniem - przy użyciu kilku desek, jakiejś płyty meblowej oraz reklamówek napełnionych piachem w pobliskiej piaskownicy, wybudowali na owym zjeździe tamę :) przemokli zupełnie, ale z humorem podsumowali akcję: "bądź bohaterem w swoim biurze"...  ich pomysłowa konstrukcja pozwoliła nam uzyskać przewagę - ilość wybieranej przez nas wody zaczęła być minimalnie większa od ilości wody napływającej..... po opanowaniu najgorszego długo zbieraliśmy wodę szufelkami do pojemników i wiader oraz "wymiataliśmy" ją na zewnątrz niczym podczas mycia pokładu okrętu... w ramach przebłysku wisielczego humoru przez chwilkę nawet mieliśmy pomysł, by śpiewać szanty na tę okoliczność... ale zmęczenie wzięło górę...

moja pracownia jest na końcu korytarza i na szczęście aż tam powódź nie dotarła... jednak kilka innych pomieszczeń ucierpiało :(
rano odkryłam, że deszcz mimo wszystko dostał się "do mnie" - przez ścianę pod oknami.... jest mokra na wylot... niestety do rynny bezpośrednio nad pracownią zrzuca wodę inna rynna - ta, do której deszcz spływa z dwóch dużych połaci dachu... niefortunny to pomysł projektanta :( nawet przy stosunkowo niedużym deszczu rynna nad oknem nie mieści całej wody, a ta leje się wprost na szyby, parapety, ścianę... obiecano mi modernizację już dawno... ale cóż...
tym razem przelało się do cna.... mokre plamy i marszcząca się farba... a pogoda niestety nie sprzyja wysychaniu... ech....

spędziłam dzisiejszy dzień na wielkim sprzątaniu, rozmowach z administracją i na komisyjnej inspekcji budynku.... oraz na zamartwianiu się czy zapach wilgoci uda się wypędzić z pracowni na tyle szybko, by nie utknął w tkaninach...


ale żeby nie był to post "na smutno" i nie o szyciu... to Tym, którzy nie zaglądają na fejsbukową stronę pracowni pokażę jakiego zwierzaka ostatnio zmajstrowałam:

LAMPART
proszę Państwa :)
pozdrawiam cieplutko,
Wasza przemoczona