...witajcie
dziś czynię mały przystanek w zabieganiu codziennym... spróbuję spojrzeć na siebie i moje szycie z nieco większej perspektywy oraz "jakoś" ubrać w słowa tę opowieść...
a wszystko to za sprawą
Joanny z bloga
Świat Łat oraz
Magdy z
MADUROpatchwork, które zaprosiły mnie do udziału w zabawie "Around The World Blog Hop"... najpierw napisała do mnie Joasia namawiając serdecznie... hmm... opanowałam lekki napad paniki :) i zgodziłam się... zaś następnego dnia nadeszło zaproszenie od Magdy... cóż... wygląda na to - że nie ma wyjścia :)
Joasi i Magdzie dziękuję za zaproszenia, a Was zachęcam do zajrzenia na Ich blogi... ja tam z przyjemnością zaglądam i podziwiam patchworkowe różności! :)
cóż...
moja kolej teraz... gotowi?
zaczynamy :)
kilka słów o mnie...
to ja... kiedyś dziewczynka, z dłońmi wiecznie zajętymi jakąś "dłubaninką"... teraz żona, mama i quilterka (?)... ale wciąż z dziewczynką w środku :) i wciąż z dłońmi niecierpliwie szukającymi twórczego zajęcia :D
szyję od... od dziecka po prostu... próbowałam wielu różnych "robótek"... uczyły mnie Mama, Babcie i książki... nie są mi obce takie sposoby spędzania wolnego czasu jak hafty najróżniejsze, szydełkowanie, dziewiarstwo, tkactwo, koraliki, makramy i inne rozmaitości... ale szycie zawsze "pociągało mnie" najbardziej... jako 7-8 latka, korzystając z ponadstuletniej maszyny stojącej w piwnicy moich Dziadków, "obszywałam" wszystkie swoje lalki i misie :) nieco później Mama pozwoliła mi szyć na swej "prawdziwej" maszynie elektrycznej... to było coś :) w liceum uszyłam między innymi bluzkę Mamie, a sobie sukienkę, torbę do szkoły oraz sztruksową kamizelkę i to patchworkową!
pierwszy quilt (hmmm... jakoś nie mogę się przekonać do tego słowa) popełniłam jednak dopiero, gdy zostałam mamą... uszyłam Synkowi kocyk ze starej pościeli do zabaw na podłodze... to był przełom :) "chwilkę" później powstała pierwsza prawdziwa narzuta na łóżko, której sposób uszycia wykombinowałam sama wiedząc tylko z Burdy "coś niecoś" o trzech warstwach, agrafkach i lamówce :)
myślę jednak, że mogę śmiało powiedzieć: patchworkiem zajmuję się od lat piętnastu :)
oto ona, ta pierwsza, przepikowana jedynie po granicy wzoru...
służyła nam długo :)
a potem... a potem to już poooooszło :)))
bardzo, bardzo dużo zawdzięczam Dziewczynom z projektu
"Kołderka Za Jeden Uśmiech", do którego dołączyłam... nauczyłam się wiele, uszyłam sporo kołderek, odważyłam się na mnóstwo nowych rzeczy :) i wyniosłam stamtąd cudne przyjaźnie...
....dość szybko porwałam się na wielki projekt (na małej maszynie)... uszyłam narzutę oraz komplet poduszek w prezencie ślubnym dla mojej Siostry... pierwsze pikowania z wolnej ręki na bardzo dużym formacie i ręcznie wykończona lamówka... uff :)
............kilka lat i
wiele wiele kilometrów nici później otworzyłam małą, własną pracownię... spełniłam marzenie... a Wy poprzez tego bloga oraz
stronę na Facebook'u możecie do niej zaglądać kiedy tylko chcecie :)
nad czym teraz pracuję?...
hmmm... odnoszę wrażenie, że głównie nad tym, by pogodzić szycie z życiem :) w pracowni trwa bowiem intensywny sezon przedświąteczny... szyją się różności... poduszki, koty, zebry, torby, kosmetyczki, anioły... trwa też pikowanie na zlecenie kolejnego powierzonego patchworka... większości z tych prac nie mogę pokazać teraz, bo to niespodzianki :)
ale może, by odpowiedź na powyższe pytanie nie brzmiała jak niekończąca się wyliczanka, pokażę Wam ukończone w piątek podusie z kotami :)
czym moje prace różnią się od prac innych quilterek?...
dobre i trudne pytanie...
nie wiem czy potrafię odpowiedzieć...
kiedyś MKatarynka powiedziała mi, że rozpoznaje moje patchworki z daleka, bo są jasne, przejrzyste... hmm... faktycznie - większość ma jasne tło... i "powietrze" między blokami... może to dlatego, że lubię widok horyzontu nad morzem albo "dali" ze szczytu górskiego? a może dlatego, że zależy mi, by była w nich harmonia, by nie przygniatały wnętrz, do których trafią? nie jestem jednak pewna czy to "już" styl... chyba jeszcze za mało quiltów powstało w pracowni :)
usłyszałam też kilkakrotnie, że jestem specjalistą od aplikacji... cóż... statystycznie to chyba tą techniką szyję najwięcej, by zrealizować prośby o obrazki na podusiach dla dzieci... doszłam więc do pewnej wprawy :)
dlaczego tworzę to, co tworzę?...
bo lubię... baaaa! uwielbiam!
bo fascynuje mnie wciąż na nowo fakt, że można "pociąć całkiem dobre tkaniny tylko po to, by wymieszać je z innymi i pozszywać na nowo" (tak żartowałyśmy z koleżanką uznając się nawzajem za nie do końca normalne, w środku nocy, po wielu godzinach zszywania pewnej Bardzo Ważnej Kołderki... ale warto było!)...
bo to dobre zajęcie dla moich niecierpliwych dłoni i wspaniałe wytchnienie dla myśli :)
bo zabawa kolorem i fakturą tkanin sprawia mi wielką frajdę...
bo tworzenie to jest to! a zwłaszcza "z niczego" :)
i - co chyba najważniejsze - bo z niczym nie można porównać radości Kogoś obdarowanego własnoręcznie wykonanym prezentem...
jak przebiega mój proces twórczy?...
bardzo różnie...
czasem rysuję dokładny projekt, obliczam, obmyślam szczegóły, przykładam do siebie różne tkaniny, zmieniam, kombinuję... wołam domowników na pomoc, by wybrali jakąś wersję...
czasem tylko szkicuję... i znów przekładam tkaniny, zmieniam... zastanawiam się nad kilkoma układami...
innym razem - biorę tkaninę do ręki i po prostu wiem :) nie ma czasu na rysowanie... mam wizję efektu końcowego... tnę, zszywam, pikuję... już :)
a jeszcze kiedy indziej - idę na żywioł... i dobieram wzory i barwy w trakcie, na bieżąco...
zauważyłam, że dobrze "komponuje" mi się i szyje, gdy wiem coś więcej o Osobie, dla której powstaje dana rzecz... i nie chodzi tylko o imię, ulubione kształty i kolory, czy charakter wnętrza, do którego trafi uszytek... bezcenne są informacje z pozoru nie mające nic wspólnego z szyciem: cechy charakteru, sposób bycia, ulubione książki, muzyka... no wiecie... te określenia, którymi mogą nas obdarować tylko przyjaciele :)
co jeszcze?
najlepiej pracuje mi się wieczorem, gdy wokół cisza... wtedy natchnienie towarzyszy mi najwierniej :) lubię małe formy, ich różnorodność... natomiast podczas szycia dużych "potworów" lubię wszystkie etapy... ale pikowanie chyba najbardziej... a zaraz po nim wszywanie lamówki... dopiero z nią patchwork nabiera pełni urody - więc przeważnie nie mogę się doczekać zakończenia lamowania :)
***
....uff...
dziękuję za uwagę :)
Kto wytrwał do końca - Temu medal!.. wszak nie ostrzegłam, że jestem gadułą :)
jeszcze tylko jedna rzecz...
chcę zaprosić do zabawy
Asię - moją Przyjaciółkę w życiu i szyciu... zgodziła się podjąć zadanie, z czego bardzo się cieszę! zapraszam na Jej bloga:
I see you... czyli Jart's
to dobry moment, by powiedzieć, że bez Asi nie byłoby wielu moich prac :)
jest moim Wsparciem i Otuchą... a na dodatek niezastąpioną Poszukiwaczką fantastycznych tkanin, prawdziwym myśliwym, wręcz głównym zaopatrzeniowcem!... Asia też regularnie zgłasza się na ochotnika do pomocy przy wypychaniu kociaków klamkowych (dzięki Ci Kochana!)...
...tak oto tworzę, pracuję...
dziękuję Wam za obecność tutaj... dzisiaj i "w ogóle" :)
i dziękuję raz jeszcze Joasi i Magdzie za zaproszenie oraz za słowa, którymi mnie obdarowałyście na blogach i w prywatnej korespondencji...
dobrej nocy Wszystkim :)