zaległości nadrabiam wszelkie...
to znaczy staram się nadrabiać.... tak mam jesienią (paradoksalnie bardziej niż wiosną), że chcę wyprostować, wygładzić, ułożyć na nowo... zdążyć, nie zawalić, niedokończone dokończyć, zaczęte doprowadzić do finału... po prostu tak właśnie jesienią mam.....
więc nadrabiam... porządkuję, układam, przeglądam nagromadzone różności i ewentualnie przeznaczam do "innego życia"... naprawiam spodnie moich chłopców, chowam letnie rzeczy, wyciągam te jesienno-zimowe, prasuję, składam, zmieniam... bardziej przykładam się do gotowania (bo chodzą za mną różne smaki), próbuję nadrabiać zaległości w lekturze, w szyciu oczywiście też... próbuję też doczytać i do-oglądać różne miejsca w sieci... ale tu wciąż mam najwięcej zaległości, w myśl teorii: "albo życie, albo szycie, albo serfowanie" ;) ... i żal - bo tyle Ciekawych Osób tworzących niezwykłe rzeczy tu w blogowym świecie zauważam, spotykam... i wciąż mam niedosyt, by poświęcić Im więcej uwagi....
o kolosalnych zaległościach w spaniu pisać nie będę.... tylko tym razem pójdę grzecznie spać... bo za 45 minut zacznie się kolejny tydzień i mój instynkt nadrabiania znów zacznie mnie gryźć w sumienie, że czegoś nie zdążyłam... ech...
to Wam tylko pokażę przed snem, że nadgoniłam nieco szycie domowe - i mój starszy syn ma wreszcie wymarzony "hotwheels'owy" worek na strój gimnastyczny... uff...
pozdrawiam ciepło :)