czwartek, 28 sierpnia 2014

w dobre ręce....

...dziś mam dla Was ogłoszenie:

otóż moi Przyjaciele mają piękną starą maszynę do oddania w dobre ręce :)
wiedząc, że zaglądają do mnie Pasjonaci Szycia, poprosili o pomoc w znalezieniu dla niej przyjaznego nowego domu, bo żal wyrzucić, czy odsprzedać handlarzowi... wszak takie stare przedmioty mają duszę, prawda? :)

a więc moi Drodzy - może ktoś chciałby przygarnąć to cudo i pozwolić mu jeszcze trochę poszyć?
to napędzany silnikiem elektrycznym Łucznik z 1958 roku (data zakupu 28 XI 1958)...
Maszyna jest zainstalowana w drewnianej szafce. Szafka wymagałaby ewentualnie renowacji (w przeciwieństwie do maszyny - po której nie widać śladów użytkowania).
Maszyna jest w pełni wyposażona i sprawna (kilka lat temu szyłam na niej będąc u Przyjaciół, od tamtej pory stała nieużywana)...





 







Łucznik aktualnie znajduje się w Poznaniu.
Cena do uzgodnienia.
Sposób i koszty transportu - także :)
Zainteresowanych przygarnięciem maszyny lub większą ilością informacji proszę o kontakt ze mną drogą mailową: kasipoczta@wp.pl

słonecznego dnia Wszystkim :)

18 komentarzy:

  1. Jestem z pod poznania właśnie dostałam łucznika starego od chrzestnej/inaczej pewnie bym się skusiła;) / zapraszam na mojego bloga tam są zdjecia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fajnie, że takie stare maszyny znajdują jeszcze Dobrych Opiekunów :)

      Usuń
  2. Śliczna.. pół roku temu udało mi się zdobyć bardzo podobny model...
    Oj tak takie przedmioty mają duszę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      i dlatego tak ważne jest, by trafiła pod dobry dach :-)

      Usuń
  3. Piękna! Też mam taką starą i żałuję, ze brakuje miejsca na jej wyeksponowanie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. moja osobista staruszka obraziłaby się chyba, gdybym przytargała do domu następną :))
      z powodu jak wyżej oraz z braku miejsca szukamy dla Łucznika nowego domu :)

      Usuń
  4. Moja mama szyje na takiej od 50 lat. Dostała ją od swojej mamy. Na niej uczyłam się szyć. Nigdy się nie zepsuła i choć ma tylko jeden ścieg, uwielbiam na niej szyć, zwłaszcza grubsze materiały. Przez sztywne dżinsowe szwy przechodzi jak przez masło. Pozdrawiam, Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taaak... te staruszki mają nie tylko duszę ale i moc :)
      moja, prawie stuletnia, daje sobie radę z różnymi "grubasami"....

      Usuń
  5. Na takiej maszynie uczyłam się szyć. Mama ją dostała w prezencie w 1958 roku. Potem się z nami przeprowadzała wiele razy, a mój mąż z braku biurka w maleńkim pokoiku napisał na blacie po jej złożeniu swój doktorat. Niestety już jej nie ma wśród nas. Była super. Niezawodna i fajnie się na niej szyło. Mama szyła mi sukienki jakie sobie wymyśliłam, potem ja szyłam dla siebie. Szyłyśmy też płaszcze z grubych lodenów i ogromne zasłony z tychże na zimę (okna nie były zbyt szczelne, a ogromniaste). Czuję się trochę z tą Twoją maszyną "spokrewniona", została kupiona 28 listopada, czyli zaczęła swoje szyciowe życie, a ja się 28 listopada urodziłam.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mmm... piękna historia :-) i ten zbieg okoliczności z datą w roli głównej...
      pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  6. Cóż za cymesik!!! Szkoda, że nasze M są takie małe, bo z chęcią przygarnęłabym starowinkę. A tak - ślinka cieknie i trzeba obejść się smakiem :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. uhmm.... mam to samo... mało miejsca, a ślinka cieknie :-)

      Usuń

...już teraz dziękuję Ci za słowa, które zostawisz... dzięki nim wiem, że pracownia nabiera życia...