Motylki skończone... pofrunęły w świat i mieszkają już w sypialni Obdarowanych...
Ale zanim Wam pokażę - muszę się do czegoś przyznać :)
Wpuściłam pod swój dach chochlika... najprawdziwszego!... a chochlik - jak to chochlik - narozrabiał... i w brulionie z projektami psikusa wyczarował... pomroczność jasna przy robieniu notatek spłynęła chyba na mnie za jego sprawą, bo zapisałam nie takie jak trzeba imię do wypikowania.... ech...
przed pikowaniem sprawdziłam - a jakże... notatki potwierdzały to, co myślałam, że pamiętam ze spotkania z Dagmarą... więc wypikowałam... i żeby było ładniej - poprawiłam jeszcze obrys liter gęstym zygzakiem...
Zawiozłam gotowy patchwork późnym wieczorem do Dagmary i tam okazało się, że chochlikowi udała się psota :(( dawno już się tak nie przeraziłam! w te pędy do domu... jak ratować narzutę?... w ostateczności ustaliłyśmy z Dagmarką, że naszyję łatę... ale podjęłam najpierw próbę wymazania pomyłki...
trzy błędne litery prułam przez trzy godziny... martwiąc się, że zostaną ślady... noc ciemna, a ja trzęsącymi się dłońmi niteczka po niteczce...
a potem pikowanie i zygzak... niełatwo obracać dwuipółmetrowym patchworem pod ramieniem maszyny... oj niełatwo... ale kara musi być :))
gdy kończyłam wstawał świt... niebo przybierało odcień lawendy.... odetchnęłam z ulgą, gdy po przepraniu wszystkie ślady zniknęły.... ufff...
a teraz obrazki :))
klik-klik i powiększa się zdjęcie
Ale zanim Wam pokażę - muszę się do czegoś przyznać :)
Wpuściłam pod swój dach chochlika... najprawdziwszego!... a chochlik - jak to chochlik - narozrabiał... i w brulionie z projektami psikusa wyczarował... pomroczność jasna przy robieniu notatek spłynęła chyba na mnie za jego sprawą, bo zapisałam nie takie jak trzeba imię do wypikowania.... ech...
przed pikowaniem sprawdziłam - a jakże... notatki potwierdzały to, co myślałam, że pamiętam ze spotkania z Dagmarą... więc wypikowałam... i żeby było ładniej - poprawiłam jeszcze obrys liter gęstym zygzakiem...
Zawiozłam gotowy patchwork późnym wieczorem do Dagmary i tam okazało się, że chochlikowi udała się psota :(( dawno już się tak nie przeraziłam! w te pędy do domu... jak ratować narzutę?... w ostateczności ustaliłyśmy z Dagmarką, że naszyję łatę... ale podjęłam najpierw próbę wymazania pomyłki...
trzy błędne litery prułam przez trzy godziny... martwiąc się, że zostaną ślady... noc ciemna, a ja trzęsącymi się dłońmi niteczka po niteczce...
a potem pikowanie i zygzak... niełatwo obracać dwuipółmetrowym patchworem pod ramieniem maszyny... oj niełatwo... ale kara musi być :))
gdy kończyłam wstawał świt... niebo przybierało odcień lawendy.... odetchnęłam z ulgą, gdy po przepraniu wszystkie ślady zniknęły.... ufff...
a teraz obrazki :))
klik-klik i powiększa się zdjęcie
motylki znów jako zasłonka w oknie :)
w bocznym świetle widać pikowanki
podusia nr 1
(chochlikowa psota zniknęła :) )
(chochlikowa psota zniknęła :) )
podusia nr 2
przymiarka na naszym łóżku :)
metka :)
Było mnóstwo szycia, prucia, śmiechu i nawet łez... ale było warto :)
A dziś koleżanka będąca właścicielką sypialni o lawendowych ścianach zapytała mnie czy mogłabym?........
juuuuuuuutro... :))
prześliczny komplet wyszedł idealnie skomponowany z kolorem ścian :))
OdpowiedzUsuńTrzeba było zostawić! Młody by się nie kapnął, a moze i następny byłby Artur?
OdpowiedzUsuńŻarty sobie okrutne robię :))))
Kaśku, po prostu cudo wyszło! Coś tak przepięknego, że dech zapiera. Chyba nie dostali piekniejszego prezentu.
Młodym życzę, aby nie trzeba było liter wypruwać. A Kasieńce pomysłów i czasu na kolejne dzieła!
Jetsem absolutnei zakochana w tym patchworku!!! Cudny jest i w przepięknej kolorystyce!!! pozdrawiam i gratuluję takiego talentu :)
OdpowiedzUsuńCoś pięknego.Cokolwiek napiszę będzie powtarzaniem słów z poprzednich komentarzy.
OdpowiedzUsuńKasieńko ten potworek jest cudny (jak każdy inny).
OdpowiedzUsuńZaglądam tutaj często i podziwiam, podziwiam, podziwiam
Patchwork przecudny! A pikowanki - miestrzostwo świata
OdpowiedzUsuńImponująca praca Kasiu!!!Wszystko równiutkie, zgrane kolorystycznie. Zdolna jesteś niesłychanie. A ile pracy kosztuje uszycie takiego cuda, ten tylko się dowie... kto próbował. Ja próbowałam, tym bardziej doceniam Twoje zdolności:)Pozdrawiam, Ewa:)
OdpowiedzUsuń