...hmm...
w planach była długa wielowątkowa opowieść o drobiazgach "różnej maści", o okruszkach szczęścia... szczególnie o tych z ostatniego czasu... ale dziś (pod wpływem drobnego wydarzenia - o którym za chwilkę) zdecydowałam , że podzielę ją na części i opowiem Wam po troszeczku... wtedy każdy z wątków będę mogła ubrać w słowa z uważną czułością...
cieszą mnie drobiazgi... te otrzymywane... ale bardziej te dawane.... od zawsze... chyba tak po prostu mam :) przywiązuję wagę do drobnych gestów życzliwości, pamięci... takich szczególików naszego życia... uważam, że niewiele trzeba, by okazać komuś serce, wsparcie, najzwyklejszą ludzką serdeczność... naprawdę niewiele trzeba, by podarować komuś radość... dać sygnał "jestem z Tobą" czy "możesz na mnie liczyć"... albo po prostu "lubię Cię"...
czasem wystarczy kilka słów... uśmiech... czasem drobny podarunek (nie mylić z prezentem... trzeba poczuć tę różnicę...)... a czasem najlepiej, jeśli podarunek będzie niespodzianką... ooo! niespodzianki uwielbiam... mają moc wydobywania ze mnie ogromnych pokładów radości... gdy daję... i gdy dostaję.... mmm...
a dziś pod wpływem pewnej niespodzianki opowiem Wam o Oli... która w ciągu ostatnich dni obdarowała mnie radosnymi drobiazgami już kilkakrotnie...
poznałyśmy się w wirtualnym świecie... zostawiłam komentarz na jednym z blogów, a że dotyczył tematu bardzo bliskiego Oli - napisała do mnie... Ola prowadzi bloga judaistycznego
Bobe Majse... POLECAM... ogromna wiedza, pasja, lekkie pióro i pozytywna energia oraz przepiękne fotografie męża Oli - tak mogę w skrócie o Bobe Majse opowiedzieć... kto chce poczuć - niech klika do
Bobe Majse czym prędzej :-)
w realnym świecie dzieli mnie i Olę odległość niemal 500 km.... ale bardzo szybko nadarzyła się okazja, by zobaczyć się i poznać... mmmm.... powiem tak: możecie mi zazdrościć!... spędziłam czas w towarzystwie Osoby Niezwykłej... i nie poprzestałyśmy na tym.... (oj... Ona tu zaraz przyjdzie i mnie palnie w łeb, bo nie szepnęłam Jej nawet półsłówkiem, że się bohaterką tego posta stanie.... Oleńko - to z przyjaźni, wiesz prawda?)
kilka dni temu wygrałam na Bobe Majse mały, choć dość trudny jak się okazało, konkurs... odgadłam zagadkę i zostałam "wylosowana" do nagrody...
pan listonosz zostawił mi w skrzynce takie oto drobiazgi od Oli:
cudowności....
na odwrocie kartki z oliwkami i granatami garść ciepłych słów.... zakładki do książek i mini-folderek bloga...
Ola trochę się martwiła, że to TYLKO drobiazgi.... więc tu z tego miejsca wołam raz jeszcze: to są AŻ Drobiazgi! i sprawiły mi wielką radość....
a opowiadam Wam o Oli dzisiaj dlatego, że wśród komentarzy pod poprzednim postem z domkiem dla niebieskiego krasnoludka znalazłam przed chwilką niespodziewanie taką oto rymowankę:
To nie chatka, ani budka,
tylko domek krasnoludka.
Domku tego błękitności
przyciągają licznych gości.
Krasnal zżyma się i mruczy,
wszak pilnować musi kluczy.
"Nie mam czasu, drodzy goście,
lepiej się do susła wproście".
fantastyczna, prawda?
uśmiechnęłam się od ucha do ucha... za oknem deszcz, choć już-już miało zamiar wyjść słońce... w moich skroniach czai się ucisk bólu głowy... a ja i tak wkładam tę chwilę do szufladki z okruszkami szczęścia... z powodu drobiazgu właśnie.... Oleńko - dziękuję Ci bardzo za ten wierszyk!...
i za każdy, niegdyś zostawiony też.... niewtajemniczonym wyjaśniam - Ola ma dar do rymowanek... i raz po raz zostawia to tu, to tam pogodny wierszowany ślad Swej Obecności...
Koty, koty kolorowe:
jagodowe, oliwkowe
i niebiesko-migdałowe.
Wszystkie nadto są klamkowe.
Każda klamka: stara, nowa
w duszy swojej sekret chowa.
Wprost rozpiera ją ochota,
żeby ukołysać kota.
hmmm.... i jak widać na "załączonym obrazku" drobiazgi to jedno, a długie moje o nich opowiadanie to już całkiem inna sprawa :-) .... na dodatek wkrótce ciąg dalszy... będzie o kolejnych podarunkach, Osobach, uśmiechach i radościach...
a teraz idę posłuchać deszczu...