.... taaaak znowu :)
znowu - bo torebka... bo len i jego strzępienie... bo satynowa wstążeczka... i kwiatki o uroczej (ach, słodkie dzieciństwo!) nazwie - firletki...
jednak inaczej... wszak nie szyję, by umierać z nudów nad szmatkami :)
inaczej... bo firletki, które w naturze i na poprzednich torebkach są różowe, tym razem wycięłam z lnu o grubym splocie i w delikatnym kolorze ecru... inaczej... bo zamiast koralików naszyłam guziki... i to jakie! sentymentalne... pochodzą bowiem z pudełka ze skarbami po Babci, a niegdyś stanowiły zapięcie mojego szkolnego mundurka, który Babunia uszyła... w czasach stylonowych paskudztw zadawałam szyku w mundurku z czarnej satynowej podszewki o wdzięcznym dziewczęcym kroju... ach...
inaczej... bo torebka wyszła taka w ogóle balck & white...
i najważniejsze "inaczej"...
ta torebka jest dla mnie... tak! wreszcie ;-)
odkładałam uszycie małej czarnej dla siebie do wizytowych zestawów garnituropodobnych (które rzadko, ale jednak czasem zakładam)... bo zawsze COŚ... i się nie udawało... klasyczne "szewc bez butów chodzi"...
tym razem już się nie wymigiwałam, a zarwanie nocki i mocne zmęczenie wbrew pozorom dobrze mi zrobiło... potrzebowałam terapii zajęciowej, pracy dla dłoni... by myślom oddychanie szło lepiej..........
znowu - bo torebka... bo len i jego strzępienie... bo satynowa wstążeczka... i kwiatki o uroczej (ach, słodkie dzieciństwo!) nazwie - firletki...
jednak inaczej... wszak nie szyję, by umierać z nudów nad szmatkami :)
inaczej... bo firletki, które w naturze i na poprzednich torebkach są różowe, tym razem wycięłam z lnu o grubym splocie i w delikatnym kolorze ecru... inaczej... bo zamiast koralików naszyłam guziki... i to jakie! sentymentalne... pochodzą bowiem z pudełka ze skarbami po Babci, a niegdyś stanowiły zapięcie mojego szkolnego mundurka, który Babunia uszyła... w czasach stylonowych paskudztw zadawałam szyku w mundurku z czarnej satynowej podszewki o wdzięcznym dziewczęcym kroju... ach...
inaczej... bo torebka wyszła taka w ogóle balck & white...
i najważniejsze "inaczej"...
ta torebka jest dla mnie... tak! wreszcie ;-)
odkładałam uszycie małej czarnej dla siebie do wizytowych zestawów garnituropodobnych (które rzadko, ale jednak czasem zakładam)... bo zawsze COŚ... i się nie udawało... klasyczne "szewc bez butów chodzi"...
tym razem już się nie wymigiwałam, a zarwanie nocki i mocne zmęczenie wbrew pozorom dobrze mi zrobiło... potrzebowałam terapii zajęciowej, pracy dla dłoni... by myślom oddychanie szło lepiej..........
wnętrza Wam co prawda nie pokażę, ale powiem tylko, że jest i pilnowatko do kluczy i kieszonka zapinana na zamek i inna - otwarta - na niebieski notes też... i w środku także ecru z czernią w proporcjach rozmaitych...
...i w sumie to mi wyszło jubileuszowo - torebka otrzymała numerek 50...
los to się czasem liczbami do człowieka uśmiecha :)
torebka prześlicznej urody :) zazdroszczę... :)))
OdpowiedzUsuńNajpiękniejsza, bo nosi kawałek wspomnień i dawnego czasu, chociaż sama jest ponadczasowa! Zazdroszczę talentu i pomysłów!
OdpowiedzUsuńFantastyczna torebka. Baaardzo mi się podoba. Pomysł, wykonanie, kolory i jeszcze nutka wspomnień... Nic dodać, nic ująć. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba. Do tego jeszcze lniane spodnie/spódnica, czarny t-shirt i klękajcie narody :) . Super "pięćdziesiątka"!
OdpowiedzUsuń