niedziela, 29 października 2017

dawno, dawno temu wiosną.....

...tak, tytuł dzisiejszej opowieści jest jak najbardziej adekwatny - będzie o szyciu wiosną 2015 roku, sądząc po datowaniu zdjęć :)
otóż dawno temu, jeszcze w "starej" pracowni, spędziłam kilka dni na docinaniu i zszywaniu niezliczonej ilości pasków - na prośbę Eli powstawał bowiem błyskawiczny patchwork - narzuta dla Jej Córki... 
...Ela poprosiła o kolor niebieski z dodatkiem żółtego i zieleni, "całą resztę" zostawiając w moich rękach... sięgnęłam więc do tkanin w tych kolorach i.... odkryłam, że mam sporo niebieskich, żółtych i zielonych pasków będących resztkami po różnych projektach, głównie poduszkach dla dzieci... cóż... postanowiłam je wykorzystać... usypałam na stole sporą stertę owych resztek, podzieliłam na trzy różnobarwne grupy według klucza: wąskie, szersze, najszersze... wyrównałam, jeśli było trzeba i zabrałam się za zszywanie (i tutaj przemysłowa stebnówka spisała się rewelacyjnie)... wkrótce wszędzie wiły się kolorowe węże, a po kolejnych metrach (a może kilometrach) szwów węże stały się łaciatymi szerokimi pasami... mogłam zacząć składanie topu w całość - wreszcie wykluwał się patchwork :)


jeden z kolejnych wieczorów pracy nad narzutą to nawinięcie topu i spodu wraz z wypełnieniem na ramę...
i pikowanie :)  

tak wiem - znów "trzmiel"... ale rama bez maszyny typu long arm ma swoje ograniczenia, a na dodatek jak zwykle gonił mnie czas i nie chciałam w tej sytuacji eksperymentować z innym wzorem...

po pikowaniu malownicze ułożenie na podłodze i przycięcie całości :)

lamóweczka :D
o ile dobrze pamiętam - skończona późną nocą...

nazajutrz fotografowanie całości z daleka i bliska :)

 


na deser - głaskanie, składanie i pakowanie...
gotowe!


...pozostało tylko znaleźć nazwę dla pasiastej narzuty... miałam kilka pomysłów, skojarzeń związanych z procesem powstawania tej pracy, ale jakoś tak nic nie pasowało... i wtedy Ela dała mi adres, na który miałam wysłać narzutę: Kraków!  mam w tym mieście kilka miejsc ulubionych, za którymi tęsknię bardzo... to tak daleko ode mnie - licząc w kilometrach, a tak blisko - licząc w zamyśleniach :)
a tu - mój uszytek miał zamieszkać tam na stałe, wiosną!... i nawet kolory się zgadzały - zarówno z wiosną, jak i Krakowem (wszak jego flaga jest biało-niebieska)... zatem nazwa dla narzuty "znalazła się sama" - tak lubię najbardziej: Kraków wiosną...
:) 
i oto w październikowy, bardzo wietrzny wieczór udało mi się przywołać wspomnienie miłego szycia w optymistycznych kolorach oraz Krakowa, tego wiosną, gdzie na Plantach odnalazłam kiedyś kwitnącego tulipanowca...
ciepłego wieczoru Wam życzę, w optymistycznych barwach :)

środa, 11 października 2017

Jesienny....

 ...dzień dobry jesiennie!...
tak, to już ta pora, kiedy kubek gorącej herbaty, puchaty kocyk oraz zacisze domowe nabierają specjalnego znaczenia... za oknem pochmurno i często mokro, wietrznie... drzewa coraz mniej liściaste, a trawa mniej zielona... słońce - jeśli jest - to mniej ochocze... jesień...

gdzie byłam, gdy mnie tu nie było?
...mijający sezon upłynął mi na bardzo intensywnym szyciu i podróżowaniu z moimi uszytkami... czy to słońce, czy śnieg, czy deszcz i wiatr :)) ...to były setki pokonanych kilometrów, mnóstwo zużytych szpulek nici, nowych pomysłów wprowadzonych w życie oraz dziesiątki spotkań, rozmów z Ludźmi... słowem - PRACA rękodzielnika-koczownika :)
może opowiem Wam o tym następnym razem... 

teraz jednak koniec... a raczej przerwa!
tak - próbuję Wam powiedzieć, że na dłuższą chwilę w pracowni zalegnie cisza... uporządkuję jeszcze szmatki, zamknę szufladę z nitkami i okryję wyłączone maszyny pokrowcami... z powodów osobistych i zdrowotnych nie mogę na razie pracować w dotychczasowy sposób - szyć, podróżować... 
nadszedł czas skupienia się nad zupełnie innymi sprawami... 
mam nadzieję jednak, że wrócę... a moja mała Pracownia ino-ino nie zniknie "tak zupełnie całkiem" :D
proszę trzymajcie kciuki :) 

na razie, skoro nie mogę pracować intensywnie, spróbuję uporządkować zdjęcia i różne moje "szyciowe opowieści"... po czym umieszczać je tutaj, w charakterze archiwum pracowni.....

 ***
zaczniemy od patchworka "Jesiennego", skoro za oknem jesień najprawdziwsza....


"Jesienny" powstał na prośbę Marty - dla Jej Mamy, jako prezent gwiazdkowy... Marta przyszła do pracowni i wspólnie buszowałyśmy wśród zapasów tkanin ustalając kolorystykę i wzór - tzw. "znikającą dziewięciołatkę"... potem nastąpiło cięcie, zszywanie, znów cięcie i mozolne układanie na podłodze... 


...top gotowy - teraz hop! na ramę :)
"Jesienny" miał być ciepłym, miękkim otulaczem - zatem otrzymał lekkie poliestrowe wypełnienie oraz na spód kocyk z polaru...


pikowanie zgodnie z prośbą Marty - "tylko zawijaski i żeby było puchato" - a więc trzmiel duży :) 

jedynie same brzegi przepikowałam gęściej:


już prawie koniec - lamówka :)

...nitki schowane, metka wszyta... czyli "Jesienny" ukończony (w środku zimy - jakby nie patrzeć)





...jakiś czas potem, na inną okazję, uszyłam "Jesiennemu" do towarzystwa poduszki.... ale gdzieś tak "schowałam" zdjęcia, że nie mogę ich teraz znaleźć... może odkryję je niebawem w czeluściach komputerowego dysku przy okazji porządków... oby :)

pozdrawiam Was...
miękko, ciepłojesiennie...
i... nie żegnam się...
:)