niedziela, 17 października 2010

puchato.... puchatkowo...

... bardzo, bardzo dziękuję Wam za ciepłe słowa w komentarzach pod sowią podusią...
to miło wiedzieć, że to, co powstaje w nocnej ciszy, gdy w pracowni niteczka za nitką pomysły otrzymują życie, podoba się innym... i to nawet w świetle dziennym :)))
dziękuję...

dziś znów pokażę poduszkę... chyba mam na nie sezon :)  ta powstała na początku września... dla całkiem dużej Kasi, która na szczęście wciąż ma fajne dziecko w sobie... i uwielbia Kubusia Puchatka...


jest Kubuś, musi być też pszczółka czyli Psssscółka ;)

w zanadrzu mam do pokazania jeszcze.... cztery poduchy... a nawet pięć... ale pooooowoli :))
teraz kolorowych snów życzę... puchatkowo-puchatych...

*****
dopisek :-)))
informuję zatem (w kwestii pokazywania poduchy Miłośnikom Kubusia), że to był ostatni kawałek szmatki z Puchatkiem jaki miałam.... więc w razie życzeń posiadania takowej podusi - trzeba będzie improwizować :)))  z przyjemnością zresztą :D
wszystkie kawałeczki szmatki kubusiowej zużyłam na poduszki "z pscółką".... policzyłam - było ich siedem... ta jest ósma... nie wszystkie są udokumentowane, ale proszę bardzo - dowody na większość mam :)))))
 


czwartek, 14 października 2010

nocną porą...

...w ramach opowieści z cyklu "co SIĘ uszyło, gdy mnie tu nie było" pokażę Wam dziś poduszkę z haftem Joanny, która powstała kilka tygodni temu.... nocną porą oczywiście :-) 
hafcik z sową długo leżał w pracowni i czekał na oprawę... łypał na mnie sowim okiem, a ja nic... i nic... oj, nie miałam na niego pomysłu.... aż pewnego wieczoru - olśnienie! dwie kontrastowe tkaniny, technika zwana aplikacją odwrotną i gęste pikowanie "z ręki", bez rysowania, na żywioł...  i tak oto w środku nocy, przy księżycu zaglądającym mi przez ramię, uszyła SIĘ poduszka z nocą w roli głównej :)
było lato, więc fotografie udało się zrobić nazajutrz w cudnym słońcu...

 spodobało mi się pikowanie udające korę.... z pewnością kiedyś znów wykorzystam ten wzór...

wtorek, 5 października 2010

łąka dla Hani...

we wspominanym już tutaj po wielokroć międzyczasie uszyłam łąkę dla małej Hani... łąka jest tak zwaną matą edukacyjną... choć ja wolę mówić "kocyk z przygodami"... bo też i przygód na takiej łące spotkać może Hanię, że ho-ho :)  zwłaszcza, że na kocyku zamieszkały prócz małych motylków, traw i kwiatków:
gąsienica  - długa i zielona na różne sposoby... trochę kosmata, a trochę błyszcząca i śliska.... i bardzo wesoła...
duży motylek - ten gatunek ma wiele kropek i bardzo szeleszczące skrzydełka...
biedroneczka - też w kropeczki, ma ruchome ciepłe skrzydełka z polaru...
pszczółka - bzz-bzzz... nie żądli i lubi być głaskana...

hmm... miałam z tą matą przygodę :)  
w centralnej części jest podwójna warstwa ociepliny, by Hani było wygodnie... pikowało się trudno... no i poległam w walce z materią, gdy mniej więcej pod koniec zorientowałam się, że spód zbiegł się za bardzo i pomarszczył... ech... dwa dni prułam (kto pruł kiedyś pikowanki, ten wie ile to atrakcji) i poprawiałam... zmieniłam w centrum wzór pikusiów na gwarantujący bardziej równomierne układanie się tkaniny i jakoś poszło... ufff....

oto fotorelacja - przepraszam za jakość, ale zdjęcia robiłam w środku nocy, padając już na nos, więc są dalekie od ideału....

gdy mnie "tu" nie było to mi SIĘ uszyło
część druga - Łąka dla Hani
 
 
 
 
 
 
widok na pikowania w centrum (już poprawione)

w narożnikach kwiatki "trójwymiarowe",
a na brzegach wypikowane



mata w komplecie ma także dopinane pałąki służące do zawieszania zabawek nad dzieckiem... nie mogę ich Wam jednak pokazać razem - bo pałąki przygotowałam nieco wcześniej, by zawieźć je wygodnie do Hani przy okazji naszej bytności w pobliżu... mata po ukończeniu powędrowała w ślad za nimi - w paczce pocztowej :)

ale mogę pokazać "na przykładzie" jak kocyk z przygodami wygląda wraz z pałąkami....
przygoda nr 1 - uszyta kiedyś dla Zuzi:

przygoda nr 2 - dla Filipka...
większa, więc inaczej ma rozwiązane mocowanie pałąków
 

....opowiadam i pokazuję zadowolona, że do Hani prezent leci... i właśnie sobie uświadomiłam, że nie włożyłam do paczki sprytnego rękawka, który trzyma pałąki razem, w miejscu skrzyżowania... ech... wysiadam... same przygody z tą matą :( 
zadzwonię jutro do Cioci małej Hani i opowiem jak można "domowym sposobem" poradzić sobie z problemem owego braku... Ciocia poinstruuje Mamę Hani... i jakoś to będzie....
idę spać i kurować się z przeziębienia......
dobranoc Moi Mili :)

niedziela, 3 października 2010

L - jak lubię....

...do zabawy w zwierzenia z lubienia :) zaprosiło mnie kilka Osób:
Joanna, Aneczka, Kachna, Cerie.... i (wybaczcie) nie pomnę Kto jeszcze... bo to dawno było... tylko mi na pisanie międzyczasu zabrakło... ot, cały mi się zużył przy tych kociskach gdy SIĘ szyły wielokolorowo....  no ale teraz grzecznie siadam i opowiadam...

LUBIĘ:

- ucałować moje dzieci w czółko przez sen... w ogóle lubię patrzeć jak śpią.... rozczulam się...

- herbatę... w kubku dającym się miło objąć dłońmi... gorącą... słodką... pachnącą... od niej zaczynam dzień...

- kakao... kakao lubię wieczornie... choć rano też jest wielce mniam-mniam... grzeje, spowalnia czas, umila chwilę...

- usiąść zwinięta w kłębek, pozawijana... objąć ramionami kolana... zajmować mało miejsca... zatulić się...

- kwiaty, rośliny w ogóle... z tych "z kwiaciarni" to najbardziej frezje... mmm... mięknę na widok bukietu frezji... i wspominam z dzieciństwa widok i zapach szklarni pełnej tych kwiatków... lubię jeszcze żółte róże... delikatne eustomy... tulipany....
z kwiatów "z łąki" - fiołki wiosną... w pewnym fiołkowym miejscu... fiołki budzą mnie z zimy... i przypominają Mamę...

- zapach deszczu, zwłaszcza po skwarnym dniu... zapach trawy... i tęczę na spełnienie marzeń...

- nocne niebo, księżyc ułamany na pół... Wielki Wóz... ale też słoneczne światło migoczące na zielonych listkach niczym na koronkach... dotyk jego ciepła na skórze... łaskotanie w nos i rzęsy... mrużenie oczu...

- śnieg... och, uwielbiam padający śnieg... "na całej połaci"...  zastygam w oknie, najchętniej z kubeczkiem w ręce... płatki wirują cicho, a ja patrzę i patrzę.... i patrzę...

- czekoladę, tę w filiżance, gorącą i aromatyczną....oj lubię bardzo... a najbardziej w pewnej przytulnej kawiarence w Krakowie na Kazimierzu... i lubię, gdy mi tam cisza przecieka powoli przez palce... (do kawiarenki tej mam tak mniej więcej 500 kilometrów, ale to niiic... )

- i wiecie co? lubię Ludzi... uhm... lubię... bo SĄ...  po prostu...  lubię rozmowy... te długie, do nocy, wśród zaprzyjaźnionych... ale i te krótkie, ulotne, przypadkowe..... wspólny śmiech... wspólną ciszę pełną zrozumienia... lubię.....

- i szyć lubię! oczywiście :)

hmmm... trochę tych rzeczy lubię... a nie wymieniłam wszystkiego, jakby się tak zastanowić... i nie zmieściłam się w przepisowych 10 punktach :)... po prostu lubię lubić :))...  kocham też całkiem sporo, ale to już zupełnie inna opowieść :)))
nie przekazuję imienne "pałeczki" dalej, bo właściwie większość z Was już wymieniła swą dziesiątkę ulubionych... gdyby jednak był jeszcze Ktoś, Kto tego nie zrobił, a chciałby - to zapraszam :))

a ilustracją do tej opowieści niechaj będzie pewne eL, które uszyłam niedawno...

L jak Lubię:


eL jest okładką na książkę... która była prezentem z okazji 50-tych urodzin... eL to rzymskie "50".. :))
ależ przewrotnie, prawda?

i.... koniec opowieści na dziś, dobrej nocy Wszystkim :)

piątek, 1 października 2010

międzyczas... czyli co SIĘ uszyło, gdy mnie tu nie było... :)

...dziś dla odmiany proponuję dużo zdjęć i mało słów czyli fotorelację z międzyczasu (co to między pracą a domem tudzież innymi obowiązkami został wykrojony)...

gdy mnie "tu" nie było to mi SIĘ uszyło
część pierwsza - Koty Klamkowe

 lawendowe i wrzosowe...
 czekoladowe...
 

 rudzielce...
 ogniste nawet niektóre....
 pasiasto-pasiaste niekolorowe...

 i zielone przeróżne bardzo...


ciąg dalszy fotorelacji międzyczasowej nastąpi niebawem.... teraz idę szyć... w międzyczasie oczywiście ;)